Point d’argent, point de Suisse. Z tymi słowami na ustach szwajcarscy żołnierze opuszczali wojska Franciszka I, który zalegał z wypłatą należnego im żołdu. Jak widać, pieniądz zawsze rządził światem, także w XVI wieku.
W poprzednich artykułach przedstawione zostały sposoby na maksymalizację zysków wytwarzanych przez koncerny motoryzacyjne. Zarówno kooperacje pomiędzy markami, jak i wspólne platformy podłogowe w znacznym stopniu przyczyniły się do redukcji kosztów.
Sposoby na oszczędzanie na powyższych przykładach się nie kończą i dzisiaj kolejny z nich. Dla odmiany niekoniecznie udany.
W czasach, w których każdy samochód projektowano zaczynając od białej kartki, większość podzespołów była wytwarzana konkretnie dla danego modelu, tak aby tworzyły spójną całość. Rezultat miał jeździć i w zależności od komponentów robił to dobrze lub źle. Doprecyzowując, nie były to aż tak zamierzchłe czasy, wystarczy sięgnąć pamięcią kilka lat wstecz lub popatrzeć na niektórych producentów wytwarzających „starymi” metodami. Duch oszczędności zawsze towarzyszył producentom aut i nie mówię tu o tanich plastikach czy braku wygłuszeń wnętrza, lecz o bardziej skomplikowanych zabiegach.
Przeszczepy, zapożyczenia – oto dzisiejsze słowa klucze. Skoro robimy masę modeli w obrębie jednego koncernu to może by tak zebrać kilka części, poskładać w jedno, przykryć karoserią i gotowe. Takie myśli musiały bardzo często przewijać się przez głowy niestrudzonych inżynierów. Efekty poniżej:
Seat Exeo – koncepcja stworzenia samochodu niższej klasy na bazie samochodu premium nie była zła, jednak wyniki sprzedaży wystawiły jednoznaczną ocenę. Produkowany od 2008 roku był niemal kopią Audi A4 B7, którego produkcję zakończono rok wcześniej. Widocznie podzespoły Audi nie do końca pasowały do charakteru Seata i jego grupy docelowej. Za inny powód porażki można uznać fakt, iż był to jedyny model nie noszący nazwy hiszpańskiego miasta. Przy braku innych racjonalnych powodów rynkowej porażki tego całkiem niezłego samochodu, każda koncepcja wydaje się mieć swoje uzasadnienie.
Dla porównania: Audi A4 B7
Chrysler 300C – Efekt związku Daimlera z Chryslerem. Powstał na bazie Mercedesa W210 – tak, popularnego okularnika okrytego złą sławą. Nie wróżyło to nic dobrego, w efekcie powstał samochód wewnętrznie niespójny. Nie dało się wtedy zrobić amerykańskiego samochodu z europejskim podwoziem, który będzie jeździł po europejsku i sprzedawał się w Europie z porównywalnymi do konkurentów efektami (autor tego zdania też się w nim gubi). Amerykanom się spodobał – otrzymał nagrodę North American Car of The Year, jednak to też nie pomogło w sprzedaży w Europie.
Dopiero poprawiona druga generacja tego modelu zaczyna coraz mocniej dawać o sobie znać na Starym Kontynencie. Nie udało się Daimlerowi z Chryslerem, może za to Fiat będzie tym szczęśliwcem.
Kolejne dziecko Daimlera i Chryslera – Dodge Challenger trzeciej generacji. Wskrzeszając legendę Chrysler, do którego należy Dodge, mógł się bardziej postarać. Modyfikując płytę podłogową rozlazłych sedanów Chryslera i dodając do tego 5. biegową automatyczną skrzynię Mercedesa, tylne zawieszenie od E klasy W211 i przednie od S klasy W220 , nie stworzył idealnego następcy legendy. W efekcie „składak” nie powalił na kolana opinii publicznej, szczególnie w Europie. Dopiero późniejsze wersje, a było ich co nie miara, powoli doprowadzały Challengera do świetności. Pomimo niezliczonej ilości wersji i konfiguracji, wartości sprzedaży w porównaniu z dwoma głównymi konkurentami nie były zadowalające. W latach 2009-2012 Challengera sprzedano 165 620 sztuk, zaś Forda Mustanga 293 772, a Cheviego Camaro aż 315 587 sztuk. Prezes Fiat Chrysler Automotive, Sergio Marchionne oświadczył, że Challenger będzie produkowany do 2015, gdyż sprzedaż spełnia oczekiwania koncernu.
Jak widać przeszczepy podzespołów pomiędzy samochodami nie zawsze wychodzi producentom na dobre. W najlepszym wypadku mija kilka lat zanim model zostanie dopracowany dzięki opiniom płynącym z rynku. W najgorszym, spotka go los Seata Exeo – całkiem udanego eksperymentu, który nie spodobał się konsumentom.