Przemysł w Polsce ma dość specyficzny charakter. Jeżeli popatrzymy na przedsiębiorstwa, które funkcjonowały jeszcze w starym systemie to możemy zauważyć dwa dominujące nurty: część z podmiotów przejął zagraniczny inwestor, zrestrukturyzował wg swoich standardów i dobrze prosperuje oraz druga grupa, która na siłę była utrzymywana przy życiu i albo upadła albo czeka ją to w najbliższym czasie.
Czy to oznacza, że jesteśmy narodem nieudaczników, który nie potrafi robić gotowych produktów, a jedynie dłubie komponenty dużym koncernom?
Poniżej kilka przykładów zaprzeczających tej tezie, pewnego rodzaju ewenementy. Nie wszystkie dotyczą motoryzacji ale większość produktów o których będzie mowa ma silnik więc nie oderwiemy się tak bardzo od nurtu motoekonomii.
To było do przewidzenia: Solaris Bus & Coach, przedsiębiorstwo o którym prawie każdy słyszał, a na pewno kiedyś podróżował jednym z autobusów. Jeden z czołowych polskich eksporterów, wysyła swoje produkty w wiele zakątków świata, europejskie stolice zostały wręcz zalane przez pojazdy z Bolechowa. Pojawia się pytanie dlaczego Solaris osiągnął sukces w czasie, kiedy Autosan, działający od 1832 roku, został postawiony w stan upadłości. I nawet inwestor w osobie Sobiesława Zasady nie poradził sobie z wyzwaniem jakim jest konkurowanie na rynku Polskim, o zagranicznym nie wspominając. Można postawić wiele diagnoz na temat przyczyn upadłości, mówiąc ogólnie zabrakło świeżego podejścia oraz celu jakim jest zysk. Chociaż to oczywiste, wiele przedsiębiorstw nasiąkło innym podejściem albo nie miało strategii jak utrzymać się na rynku. Czasami rutynę produkcyjną powoduje problem z wprowadzaniem nowoczesnych technologii, tak ważnych dla funkcjonowania firmy, co zapewne spotkało sanockiego producenta. Kiedyś także jeździliśmy autobusami marki Jelcz, dziś takie można spotkać na zlotach zabytkowych pojazdów lub w muzeach, a produkcję samochodów ciężarowych finansuje państwo kupując sprzęt dla wojska.
Przemysł lotniczy.
Giganty polskiego przemysłu lotniczego niewiele wniosły do cywilnego światowego lotnictwa, może poza popularnym na całym świecie rolniczym PZL M18 Dromader, notabene na amerykańskiej licencji i odrzutowym, także rolniczym Belphegorem. Duże zakłady nie są w stanie zaprojektować i wyprodukować kompletnego samolotu, jedynie składają części na licencjach i naprawiają stare maszyny. Znów innowacja przychodzi ze strony garażowych manufaktur, które ciężką pracą i determinacją dojrzały do wyprodukowania samolotów, które sprzedadzą się na świecie i nie będą jedynie utopijną mrzonką o potędze polskiego przemysłu. Warto przytoczyć samolot Edwarda Margańskiego EM-11 Orka, który zaczyna wkraczać na rynek oraz absolutny hit czyli Flaris Lar 1, odrzutowy samolot, który będzie można trzymać w garażu, startować z trawnika i lecieć 700km/h z 5 osobami na pokładzie. Do tego dostajemy spadochronowy system ratunkowy, ILS, TAWS oraz doskonałość 18 (18km lotu na 1km wysokości), wszystko za około 1,5 mln dolarów. Poczekajmy do połowy 2014 na pierwsze obloty.
Należy też wspomnieć o szybowcu PW-5 Smyk, który od 1994 jest jedynym szybowcem Klasy Światowej, a opracowali go studenci Politechniki Warszawskiej.
Wisienka na torcie.
22 tysiące jachtów żaglowych i motorowych jest produkowanych co roku w Polsce. 95% z nich sprzedajemy za granicę. Jesteśmy drugim na świecie producentem jachtów do 10 metrów. Nasze wyroby na stałe zagościły w śródziemnomorskich portach i zaczynają pojawiać się w Zatoce Perskiej. Galeon, Delphia, Sunreef, Balt-Yacht, Flabria, Nautiner to tylko niektóre z firm produkujących najwyższej klasy jednostki. W eterze krąży historia o strajku we włoskiej stoczni, w której protestowano przeciwko łodziom z Polski odbierającym Włochom pracę. W ramach strajku zrzucono z dźwigu polski wyrób, który miał się roztrzaskać o ziemię. Jednak jachtowi nic się nie stało w kontakcie z betonem. W efekcie polskie jachty zyskały jeszcze większą renomę i udowodniły swoją niezawodność.
Podobnie jest z ciężkim przemysłem stoczniowym. Po upadkach i restrukturyzacjach stoczni na rynku pojawili się silni gracze. Co prawda zachodnia część wybrzeża nie radzi sobie najlepiej, jednak w okolicach Trójmiasta sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Holding Remontowa, na który składa się m. in. Remontowa Shipbuilding SA buduje wiele statków specjalistycznych, głównie dla branży offshore. Podobnie gdyński Crist z szeroką ofertą jednostek, od offshore po rybackie i badawcze.
Jak widać, w Polsce da się stworzyć markę, wypromować i sprzedać produkt. Nie trzeba nawet posiłkować się zapomogami państwa czy innymi dotacjami. Dobry produkt obroni się sam. Możemy być dumni z osiągnięć naszych konstruktorów, jednak czy jesteśmy w stanie dbać o polski przemysł? Czy zamiast kłód pod nogi polscy przedsiębiorcy dostaną chociażby mentalne wsparcie? Nie trzeba specjalnie dopłacać do nowych zarodków przemysłu, wystarczy pozwolić im się rozwijać, a najlepiej bronić jak lew na arenie międzynarodowej, tak jak robią to inne kraje, świadome wartości własnych produktów.
Czekając na motoryzacyjną markę…