Smutna prawda

prasa kiosk

Zachowanie bezstronności i maksymalnego obiektywizmu jest głównym celem i ideą dziennikarstwa. Jednak nadchodzi taki moment, w którym nie da się powstrzymywać dłużej swoich przemyśleń i trzeba się nimi podzielić ze światem, nawet jeżeli są mocno subiektywne.

Tym momentem był upadek jednego z ostatnich bastionów ambitnego dziennikarstwa motoryzacyjnego.

Każdy kto kiedykolwiek przeglądał półki z prasą motoryzacyjną doszedł do wniosku, że większość czasopism, głównie należących do dwóch potentatów na rynku mediów w Polsce (nie wymieniam, każdy wie o które podmioty chodzi), jest identycznych. Denerwowało i nadal denerwuje, że treści to krótkie notki prasowe pochodzące z jednego źródła, te same zdjęcia zaczerpnięte od producentów, trochę statystyk kupionych od instytutów badań i główna uwaga skupiona na pojemności bagażnika i nudnych danych. Brakuje tam ingerencji człowieka, który powinien być największą „wyrocznią”, chyba, że pasja polega na zachwytach nad tabelkowymi danymi, które nijak nie oddają rzeczywistości, a werdykty porównań opiera się na różnicach w jednej dziesiątej czasu przyspieszeń czy spalonym paliwie.

Tak było i będzie, jednak kilka lat temu pojawiły się na horyzoncie promyki nadziei. Kilka czasopism nie wytrzymało długo na rynku, kilka na szczęście się ostało. Jednym z nich był Top Gear Polska. Wydawany na licencji z mocną załogą i charyzmatycznym liderem na czele zdobywał rynek. Dużo treści, inne spojrzenie, przystępna cena (3,90 zł), nowatorska szata graficzna, projekty, których nigdy dotąd nie realizowano, wszystko to sprawiało, że TG był inny, wyjątkowy.

Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Od pewnego czasu widać trend spadkowy w każdej kategorii. Mniejsza objętość, polityka cenowa, która przekroczyła akceptowalne przez wielu standardy (wiem, że wspomniane 3,90 było „na zachętę”, ale obecne 10 zł wydaje się być grubą przesadą), a co najsmutniejsze – treści zaczęły być identyczne jak w innych reprezentantach „II gatunku”. Mała różnorodność testowanych samochodów, dużo „identycznych” notek z prezentacji, czasem widać, że przy odwiedzinach jednego dystrybutora testowanych było kilka modeli z gamy, brak efektownych artykułów, coraz mniej polskich tekstów na rzecz tłumaczeń oraz przedruków stałych kolumn powoduje, że atrakcyjność polskiego wydania drastycznie maleje.

W związku z tym, na polskim rynku czasopism motoryzacyjnych zostaje coraz mniej graczy, których można nazwać ambitnymi. Pojawia się pytanie, gdzie leży wina w tzw. „równaniu w dół” standardów mediów, kto jest powodem takiej sytuacji, my konsumenci, może wydawcy, a może wszyscy razem.

Muszę się wytłumaczyć, że pomimo dość negatywnego przekazu płynącego z powyższych słów, nie jest to żadnego rodzaju hejt czy inna przykra, popularna w obecnych czasach rzecz. Szanuję pracę doświadczonych dziennikarzy i specjalistów, jednak kierunek jaki obrali wydaje się mijać z oczekiwaniami stałych czytelników, których przyzwyczaili do czegoś innego.

Co więcej, moje przemyślenia dotyczące przyczyn tego zjawiska zachowam dla siebie, liczę, że każdy spojrzy na poruszony temat ze swojej perspektywy i pochyli głowę nad stanem prasy motoryzacyjnej w Polsce.